wtorek, 7 września 2010

Szenila, szenila...

Mam taką swoją zasadę, że w weekendy nie pracuję. To są dni poświęcone dla rodziny.
Ale to nie znaczy, że wcale za druty nie chwytam.
Wręcz przeciwnie!
Tylko, że w tym czasie, robię coś dla siebie lub rodzinki.

A ponieważ za oknem było "...szaro buro i ponuro...", to powstało z resztek szenili takie bolerko dla córci:



O dziwo była to resztka, która wydawało mi się, wyblakła z wierzchu, bo kolorki miała różne, a że wiekowa była nieco.... Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że to cieniowana włóczka.
No i wyszło w delikatne paski.


A ponieważ było mi zimno w łapki, więc dopadłam następny motek szenili (nawet nie wiem, skąd ją miałam!).
A jak wiadomo, tak krawiec kraje, jak materii staje, czyli tak dzieje baba, ile włóczki ma, wiec wyszło coś, co miało być tuniczką. A wyszło, jak widać na załączonym obrazku...






Tak, czy inaczej, zadowolona jestem, bo jednak coś konkretnego z tych resztek wyszło, a i w ręce cieplutko w trakcie pracy było ;)

2 komentarze:

Bardzo dziękuję za odwiedziny na moim blogu. Będzie mi miło jeśli pozostawisz ślad swojej obecności w postaci komentarza.