U mnie dziś Alpaca dk z Artesano w postaci sweterka, który był już pruty tyle razy, że w tym czasie pewnie zrobiłabym dwa swetry, a to jeszcze nie koniec. Niestety.
Przerobiłam już 7 motków i dosłownie każdy był pruty co najmniej 1 raz, a niektóre nawet 4 razy.
Na początku była wersja - prosty swetr szeroki w korpusie, potem okazało się, że jednak ma być ze wzorem angielskim. Potem okazało się, że za mało szeroki.... i tak dalej i tym podobne.
Na szczęście włóczka wybacza te zabiegi właściwie bez żadnego uszczerbku wizualnego.
Mam mocne postanowienie skończyć go do świąt i mieć święty spokój.
Czy wy też tak macie, że projekty, które się tak przeciągają, zaczynają was tak denerwować, że macie ochotę rzucić je w kąt i nie wracać do nich nigdy więcej?
Na zdjęciu tylko kawałek pracy - rękawy (prute juz 3 razy).
Natomiast w ramach czytania, książka "Przywróceni" Jason Mott.
Opis z okładki:
" Jacob, jedyny syn Harolda i Lucille Hargrave'ów, zginął tragicznie w 1966 roku, w dniu swoich ósmych urodzin. Przez dziesiątki lat, które upłynęły od tamtej pory, osamotnieni rodzice przeżywali zarówno smutki, jak i radości. Litościwy czas goił rany, aż w końcu ułożyli sobbie jakoś życie. Biegło niezakłóconym rytmem aż do chwili, kiedy stanął przed nimi Jacob - ich syn z krwi i kości. Ten sam uroczy, bystry, ośmioletni chłopiec, którym był kiedyś.
Na całymświecie ci, których kiedyś kochano, a którzy odeszli na zawsze, z niepojętych przyczyn powracają do życia.
Nikt nie rozumie, jak to możliwe, i dlaczego tak się dzieje.
Nikt też nie potrafi powiedzieć, czy to cud, czy zapowiedź końca."
Przeczytałam niemal 1/3 książki i nadal nie wiem, czego się spodziewać.
Akcja toczy się niespiesznie, gdzieś tam w tle czuć niepokój częsci ludzi, którzy nie zgadzają sie na istnienie i funkcjonowanie "przywróconych" w normalnym społeczeństwie. Druga część cieszy się, że mogli mieć szansę na spotkanie, przeżycie z cudownie powróconymi do życia bliskimi.
Zaczynają sie zamieszki, "Przywróceni" zostają odizolowani przez wojsko.
Co będzie dalej?
Podobno książka zmusza do zastanowienia się nad samym sobą, bo jak mamy zareagować na coś takiego. Niby każdy z nas ma takie osoby, które chciałoby się przywrócić do życia ale czy takie ososby na pewno mogłyby spokojnie funkcjonować?
Czy nie kierowłaby mani strach przed nimi?
Bo niby w jaki sposób wrócili, dlaczego?
..........................................................................................
Dziękuję za komentarze i odwiedziny.
Doskonale rozumiem Twoje zniecierpliwienie ciągłym pruciem i robieniem od nowa. Mam taką głupią cechę, że jak mi coś nie wychodzi od razu, to w ogóle rzucam to w diabły. Nie znoszę próbować, chociaż wiem, że to jedyny sposób, żeby się czegoś nauczyć.
OdpowiedzUsuńOjej tyle prucia :( U mnie już by leżał za karę w kącie :D Książka wydaje się ciekawa :)
OdpowiedzUsuńW takich sytuacjach jak Twoja, kiedy robótka się "paprze" i nie chce wyjść mam jeden wypróbowany sposób: odkładam gadzinę na czas jakiś i biorę się za coś niewielkiego, jaki maluśki projekcik, który na pewno mi wyjdzie. Jak go skończę samopoczucie się poprawia (mam poczucie sukcesu:) i chętniej sięgam po ufoka. Polecam:)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie jesteś jedyna, której się paprze robótka. Muszę przyznać, że zdarzyło mi się nigdy takiej robótki nie skończyłam.
OdpowiedzUsuńTobie życzę radosnego zakończenia robótki :)
Świetna włóczka, skoro tak nieźle wytzrymuje prucie. Ja ostatnio prułam Arwettę Filcolany, ale niestety nie zniosła tego zbyt dobrze.. :(
OdpowiedzUsuńJuż się nauczyłam nie rzucać w kąt roboty, która mi nie idzie. Dokończenie czegoś takiego kosztuje mnie sporo nerwów, ale kończę. Zaciekawiłaś mnie tymi "Przywróconymi".
OdpowiedzUsuńUch, nie lubię wielokrotnego prucia. Raz, dwa rozumiem, ale więcej? To faktycznie kończy się tylko frustracją...
OdpowiedzUsuńKsiążka wydaje się bardzo ciekawa - lubię gdy autor stawia mnie w takich nietypowych sytuacjach. Koniecznie muszę się zabrać za tą lekturę :)
OdpowiedzUsuńCo do prucia to go nienawidzę! Gdy mam coś robić więcej niż raz zazwyczaj kończy w postaci kłębków i czeka na natchnienie. Bardzo rzadko zdarza mi się upór, który pozwala sięgnąć po nieudany projekt ponownie zaraz po pruciu. Co więcej, gdy już wymęczę takiego pechowca, to zazwyczaj się potem nie lubimy i ostatecznie i tak staje się z powrotem nitką, tyle tylko ,ze wyrok jest odroczony na czas prób dojścia do porozumienia z moją garderobą :)